11. Nic nie może być bardziej bezproduktywne niż utrata nadziei.

Czytając tego bloga widzę inną siebie. Jakąś smutniejszą, bardziej pokazującą swoje zirytowanie, jakby pozbawioną szczęścia. A wbrew pozorom produkuję to szczęście masowo, bo nie lubię rozmawiać z kimś poważnie. To jakieś nienamacalne zobowiązanie, nie mam pojęcia jak to określić. Ale skoro swoimi głupimi historiami potrafię wywołać u przyjaciółki uśmiech to będę je opowiadać. I to nie tak, że nie narzekam. Narzekam równie masowo. Codziennie, pare razy na godzinę, a później na minutę. Boże, narzekam więcej niż starsza schorowana pani. P. ciągle mi to wypomina. I mówi że nie umiem wyluzować. I właśnie od tego stresu boli mnie brzuch. Muszę niedługo zrobić jakieś USG, bo w głowie miałam myśli począwszy od fazy ARC wirusa HIV, a skończywszy na tasiemcu.
Mam takie stany załamania, że nie zdąże. Że jestem do tyłu z chemią. A potem myślę, że ludzie z całkowicie innych profili uczą się pare miesięcy i dostają się za pierwszym razem. Ale znowu przypomnę sobie, że nie jestem wybitna. Serio, jestem mega przeciętna. Nie mam przedmiotu, w którym czuje się swobodnie i go ogarniam w stu procentach. Rok temu jeszcze czułam tak z historią, bo uwielbiałam się jej uczyć i robić miliony kolorowych notatek, a obecny his mnie drażni. Ale wracając, moja koleżanka aspiruje na prawo. I wcale nie uczy się codziennie, zaczyna dzień przed sprawdzianem, zarywa nockę. Też nie jest jakaś wybitna, ale chyba stresuje się mniej ode mnie, bo w tym roku nie umierała z bólu brzucha z miską obok łóżka :D
Dobra, kończe o tej szkole. Pożaliłam się, super. Teraz wpadnijmy w trochę noworocznego optymizmu. Który zapewne minie początkiem lutego.
Przyznam, że nie odpoczęłam w święta. Nadrabiałam chemię, powtarzałam bakterie. I to mnie zabija, bo chciałam znaleźć chwilę dla siebie. A o chwili dla innych już nie wspomnę. Dlatego od nowego roku znajdę chociaż jeden dzień w miesiącu, który spędzę sama ze sobą. Oglądając Singielkę, pijąc wino i jedząc chińską zupkę, którą pobrudzę kolejną bluzkę. Z maseczką z glinki na twarzy i włosami posmarowanymi olejkiem. W rozciągniętych dresach. Zupełnie jak teraz, kiedy piszę ten post.
A kolejny jeden dzień w miesiącu chciałabym spędzić w całości z P., który cierpi najbardziej przez nasze chwilowe spotkania. I przede wszystkim nie chciałabym wtedy narzekać, że następnego dnia będę od rana siedzieć w książkach.
Kiedyś zacznę ćwiczyć... Co powtarzam od roku. Jak nie dwóch.
Miałam nauczyć się jeździć na nartach. Ale to też za rok.
Prawo jazdy zrobię po maturze.
(Co tu jeszcze odłożyć na później?)
Najbardziej żałuję, że nie pójdę do pracy. Moja wakacyjna praca w pizzerii była najlepszym co mogłam przeżyć. Pokochałam tych ludzi z całego serca za ich humor, sposób bycia. Będę żałować, że złoże ustne wypowiedzenie, ale na pewno odwiedzę tę piwniczkę.
Wstawać wcześniej też bym chciała. Chociażby jutro, żeby poczytać Katharsis Szczeklika, który poleciła mi Antler. Zakochałam się do bólu. Dziękuje, kochana <3
Tymczasem już kończę, bo maseczka skamieniała mi na twarzy i jeśli jej nie zmyję to stanę się Jorahem Mormontem z GoT. Buźka, kochani. Do napisania!

8 komentarzy:

  1. Wszystko jest kwestią nastawienia - ja w okresie największego zapie...dolu na studiach, gdy codziennie miałam rano ćwiczenia z diagnostyki lab, na które trzeba było umieć nieraz i sporo, a popołudniami inne przedmioty i kolokwia z nich jedne po drugim, mimo wszystko przeznaczałam albo całą sobotę, albo chociaż niedzielne popołudnie dla siebie, chłopaka, znajomych. To była też motywacja do tego, żeby się sprężyć i szybko coś przyswoić, bo bardzo chciałam mieć potem czas na umówione spotkanie albo obejrzenie czegoś. Trzeba to sobie wszystko zbilansować, inaczej można zgłupieć. A medycyna nie jest warta naszego "zgłupienia" - zawsze to sobie powtarzam ;).
    Na prawo na wielu uczelniach dosyć łatwo się dostać, także na miejscu koleżanki też byłabym spokojna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żebyś wiedziała, że można zgłupieć. Cały zeszły rok nie miałam praktycznie kontaktu z moją przyjaciółką i naprawdę się cieszę, że w tym go złapałyśmy. Więc chyba pasuje mi ogarnąć jeden dzień w tygodniu, żeby gdziekolwiek wyjść. I nie pić przede wszystkim, znaczy nauczyć się odmawiać, bo moi znajomi lubią się wstawiać, a ja jak się napiję to następnego dnia wstaję o 12 :'(
      Czyli jednak na prawo nie trzeba >85% na maturze?

      Usuń
    2. Koleżanka dostałaby się na jeden z nie najgorszych podobno wydziałów na państwowym uniwerku z polskim R na 90%. Pamiętam, jak się śmiałyśmy że poszła na tą maturę kompletnie bez przygotowania, a mogłaby wylądować na prawie ;). Na pewno zależy od uczelni i pewnie takie UW ma większe wymagania i progi, ale ogólnie prawo jest w tylu miejscach, że gdzieś się dostać można zawsze.
      Ja też się słabo regeneruję po imprezach i ogólnie nie lubię tracić w jakimś stopniu kontroli nad sobą, zwłaszcza w większym gronie, z którego większość słabo znam (typowo na studiach...) więc zazwyczaj albo biorę ze sobą piwo, żeby nie wkręcić się w picie wódki zgodnie z rytmem polewającego, albo i w ogóle nie piję, o dziwo z roku na rok praktycznie ktokolwiek przestaje namawiać ;).

      Usuń
  2. Podziwiam was wszystkich za to wytrwanie w postanowieniach. Tez chcialam kiedys isc na medycyne, ale u mnie trwalo to dwa miesiace, zmienilam zdanie bardzo szybko. Teraz calkiem sporo jest blogow osob, ktore juz od gimnazjum chca obrac te droge i w tym trwaja. Zdecydowanie podziwiam. Nie bede sciemniac, ze przyszlam tu poczytac posty, no ale przeczytalam jeden, bo to nie w moim stylu, tak tylko reklame zostawiac. Jednak gdybys miala ochote pobawic sie w pisanie na forum - teatalk.fora.pl - dopiero zalozone i puste. Przydaliby mi sie tam ludzie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, z tą wytrwałością to bywa różnie :D
      Dziękuje za komentarz i na pewno zerknę na forum :)

      Usuń
  3. Kochana, zawsze w takim momencie przywołuję swój przykład - ja na poważnie zaczęłam się uczyć w lutym, w styczniu napisałam jeszcze maturę z chemii na 40%, więc naprawdę wszystko jest możliwe, trzeba sobie tylko dobrze rozplanować plan działania. A odpoczynek jest ważny. Na tej mojej całej medycynie nie ma tygodnia bez jednego dnia odpoczynku - wyjścia na miasto, obejrzenia filmu, serialu (kurczę, nawet włączam premierowe odcinki Sherlocka na brytyjskim BBC w niedzielę wieczór, a później oglądam je w tygodniu raz jeszcze po polsku, by załapać wszystkie wątki - niby marnotrawstwo czasu, a w ogóle nie czuję się winna :D). Korzystaj, to dobry sposób na odstresowanie!
    Nie ma za co! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli jednak samozaparcie to podstawa. A planować to chyba faktycznie zacznę :D Czyli cały jeden dzień się nie uczysz? Ja zaczęłam oglądać Singielkę, a że mam ferie to pewnie obejrzę ją całą haha :D Kurde, ten Sherlock też wygląda kusząco :3 Ty się trzymaj na tej medycynie, kochana ♥

      Usuń
  4. Ta ciężka i systematyczna nauka za kilka lat zaowocuje. Przede wszystkim umiejętnością ciężkiej pracy.

    OdpowiedzUsuń

Created by Agata for WioskaSzablonĂłw. Technologia blogger.