7. Wszyscy musimy mieć jakieś marzenia. I nadzieję, że możemy osiągnąć coś więcej, niż mamy.

Nie mogłam się zabrać za napisanie czegokolwiek o dłuższej treści. Moja wena trochę uleciała, a poza tym nowa szkoła hamuje wszystkie sprawy z nią niezwiązane. 
Bez przynudzania, ogólnie nie jest najgorzej. Pominąwszy fakt, że już trzeciego września chciałam przenieść się do innej szkoły, w dodatku na humana. Klasę mam dość specyficzną, ale ciężko opisać pojedyncze jednostki skoro cała ich liczba wynosi 36. Z moim skomplikowanych matematycznych obliczeń wynika, iż w całej szkole jest osób ponad 1200. Korki na korytarzach są niesamowite i aż odniechciewa się opuszczać salę lekcyjną, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Dlatego też pobieram tlen wyłącznie przy otwartych oknach. Inaczej po prostu się nie da. Lekcje zaczynają mi się przeróżnie – raz o 8:50, a już kolejnego dnia o 11:30. Najpóźniej kończę o 16:45, ale i tak nie narzekam, bo niektórzy siedzą prawie do 19. Dyrekcja jakoś musi upchnąć te wszystkie klasy według nienormalnego planu zajęć. 
Przyznam się bez bicia, że czuję się w tej szkole jak w jakiejś akademii czy uniwersytecie. Wszystko trzeba załatwiać samemu, nikt już nie prowadzi cię za rączkę i pokazuje drogę, którą powinieneś podążać. Jesteś już prawie dorosły, więc decyduj za siebie. Nie ma żadnego lizusostwa, naciągania ocen – dostajesz stopień na jaki się nauczyłeś. Moja jedynka z matmy, hihi. Ale to dlatego, że przekreśliłam całą kartkę, bo facet nade mną stał. On mnie stresuje, śni mi się w nocy i wyczuwam w nim matematycznego terrorystę. A znów profesora od chemii to ja uwielbiam! Kiedy wchodzi do klasy to zaczyna w niej pachnieć trochę papierosem, a trochę kawą. Zaczyna mówić językiem prostym, zrozumiałym i przede wszystkim zabawnym ("Mówcie głośniej, bo przecież wspominałem, że na prawe ucho niedosłyszę"). Przypomina mi mojego sąsiada, który właściwie już nie jest moim sąsiadem, bo dom sprzedał (lekarzowi!), więc może dlatego go tak lubię. Trafiła mi się wychowawczyni, która naucza biologii. Cudowna kobieta. Dzięki niej mamy już dwie godziny rozszerzenia w pierwszej klasie, ale może to i lepiej – więcej wbije nam do tych pustych łbów. 
Miałam już kilka chwil, kiedy myślałam, że to nie dla mnie. Że za dużo nauki, że nie dam rady, że nie zdam rozszerzonej matury. W sumie czasem jeszcze coś takiego jest w mojej głowie, ale staram się tego pozbyć. Jeśli od początku myśli się negatywnie to na mecie nie można być pierwszym.
Kupiłam w końcu Campbella, a nie Villego. Nie mogłam się zdecydować i musiałam zrobić wyliczankę (tak bardzo dorośle). 
Natomiast w internacie jest świetnie. Od ludzi można sporo dowiedzieć się, np. o nauczycielach, co jest bardzo pomocne. Ktoś kiedyś powiedział (nie pamiętam kto, bo wiele osób przewija się przez nasz pokój), że wszyscy w internacie to jak jedna wielka rodzina. I tak jest, bo z każdym można pogadać i się pośmiać. Nikt nie ignoruje, nikt nie jest wredny. Niby minęły dopiero trzy tygodnie, a czuję się jakbym znała niektórych od wielu lat (tutaj chodzi głównie o dziewczyny z pokoju). Wiele jeszcze czeka nas zabawy i wspólnych chwil. No i chyba zacznę październik z kimś u boku, choć nic nie jest jeszcze przesądzone.

11 komentarzy:

  1. O matko, to jaką wy dużą szkołę musicie mieć! U nas najpóźniej kończy się o 15, chociaż chyba pierwszaki mają do 16. Ale za to mnóstwo zajęć dodatkowych jest na 7.15, więc trzeba wstawać o piątej, by się wybrać.. xd
    Powiem tak: to dopiero początki, musisz przestawić się z nauczania gimnazjalnego do licealnego. To jest przeskok, ale za niedługo zobaczysz, że przestaniesz zwracać na to uwagę i na sprawdzian spokojnie nauczysz się dzień wcześniej na piątkę (przynajmniej w pierwszej klasie, od drugiej to już jest wskazane, by dłużej nad podręcznikiem posiedzieć :D). Dobrze, że masz dobrych rozszerzeniowych nauczycieli, bo to jest najważniejsze. Aż Ci zazdroszczę, bo moją obronę przed czarną magią (czyt. biologię) w tym roku przejęła już czwarta (od pierwszej klasy!) nauczycielka, która puszcza nam jakieś prezentacje... Tragedia!
    Nie wiem, czy to jakieś pocieszenie, ale wszystkie klasy na pierwszym roku uczą się tego samego - więc nawet jak zmienisz profil, i tak będziesz miała tyle samo nauki. :'D
    No, generalnie to wiesz, że jestem z Tobą! Będzie dobrze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To u nas dodatkowe zajęcia są po 17 albo w soboty. Całkiem fajnie zorganizowana ta szkoła, coraz bardziej mi się podoba :D
      Boże, przy takiej nauczycielce to naprawdę mocno będę trzymała za Ciebie kciuki. A korepetycji z biologii nie planujesz? W sensie takich, by nauczyli Cię odpowiadać pod klucz.
      Teoretycznie tak, ale praktycznie niekoniecznie. Wiem, że jakbym przeniosła się do równoległej klasy biol-chemicznej to zaczynałabym podstawy, a u siebie mam już roszerzenia. Z zwykłymi przedmiotami, które mam przez rok to jest jak mówisz.
      Dziękuję Ci za Twoją obecność, kochana :*

      Usuń
  2. Moje pierwsze dni liceum wyglądały podobnie, też ciężko było się przyzwyczaić do zapchanych korytarzy. Z zajęciami nie było tragedii, prawdziwe liceum zaczęło się od drugiej klasy, czyli od momentu rozpoczęcia rozszerzeń (chociaż ja rozszerzam biologię, chemię, matematykę i angielski, więc co tu się dziwić, trzeba było się spodziewać ogromu nauki przy tak "ambitnym" wyborze).
    Campbell vs Ville, znam ten dylemat. Też zdecydowałam się na tego pierwszego, ze względu na mnóstwo schematów. Mam nadzieję, że Campbell pomoże mi uzyskać magiczne >90% w tym roku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Hogwarcie było mniej ludzi, no bez przesady :D Niesamowcie dużo rozszerzeń sobie wzięłaś, niektórzy narzekają, że jedno to za wiele haha.
      Trzymam za Ciebie kciuki <3

      Usuń
  3. Fajnie, że wszystko się układa. :) Nie masz co przejmować się maturą i radzę Ci nie podchodzić do tego tak bardzo serio, jak mogę wyczytać z Twojego tekstu. Naprawdę, odpuść sobie myślenie tylko o rozszerzeniach i przyszłym egzaminie. Jeszcze dwa lata, to tyle czasu... Zdążysz odnaleźć siebie w zupełnie przeciwnych przedmiotach, biologia zanudzi Cię na śmierć, że będziesz spała co każdą lekcję (albo miała podejście typu: "uch, na szczęście teraz biologia, spokojnie odrobię tę pracę domową na polski, angielski, matmę, etc."), a chemia będzie ostatnim przedmiotem, po który sięgniesz w domu (robienie podręcznika z angielskiego naprzód, kiedy nie jest to konieczne jest o wiele lepszą alternatywą zamiast podjęcie się kilku zadań Witowskiego).
    Nie, nie chcę Cię straszyć! Tak tylko piszę, może to tylko u mnie takie rewolucje, ale z tego co zdążyłam zauważyć, to jednak wiele osób, które znam, ma podobnie. Totalnie nie wiemy, czego chcemy, plany na przyszłość to porażka, bo praktycznie ich nie ma. Więc spokojnie, bardzo możliwe, że i Ciebie nawiedzi kryzys, tylko nie przejmuj się tym. Może dlatego lepiej nie podchodzić do tego już teraz tak bardzo serio, bo potem, gdy ewentualny kryzys się objawi, będzie trochę gorzej.
    Jezu, nie mam pojęcia co ja piszę... W tym tygodniu mam jakiś pogrom, a oni mówią, żeby nie odkładać wszystkiego na ostatni dzień! Jakim cudem, kiedy z dnia na dzień masz inny sprawdzian, kartkówkę czy Bóg wie co. Maturalna - nie polecam. Mogłam sobie nie zdać w drugiej... Teraz miałabym dobrą powtórkę - powtórka zawsze się przyda + jeden rok więcej do wymyślenia dobrego planu na przyszłość.
    PS Nie wiedziałam, że chodzisz do szkoły z internatem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest różnie. Momentami mam małe załamanie i chce mi się płakać w poduszkę, ale szybko mija. Idź mi z tym angielskim! Wszystko lepsze niż te brednie. Jak zawsze go lubiłam, tak teraz nienawidzę. Kobieta od języków rąbie nam po pięć stron na następny dzień i już rzygam tym angielskim...
      Widzę, że nie tylko ja jestem tak niezorganizowana haha i w dodatku muszę iść do apteki po jakieś leki na poprawę pamięci. Jeśli uczę się na sprawdzian czy kartkówkę to wiem wszystko nawet przez parę tygodni, ale kiedy ktoś mi coś powie... No cóż, zaraz zapominam ;_;
      O, to teraz już wiesz haha :D
      Powodzenia Ci życzę w wyborze planu na życie, bo to ciężka sprawa, a czas ciągle biegnie.

      Usuń
  4. Początki zawsze są trudne, zwłaszcza dla osób ambitnych ;). Pamiętam swoje pierwsze kartkówki w liceum - nie mogłam ogarnąć czegoś z biologii, bo podręcznik był napisany po chińsku i zaczęłam się zastanawiać, co ja tu robię. Koniec końców zostałam finalistką OB :D. Ale i tak najbardziej bałam się rozszerzonej fizyki, jaką dostałam w gratisie do biolki i chemii. Zdawało mi się, że wszyscy to ogarniają, tylko ja jestem humanistycznym odszczepieńcem na biol-chemie. Ale okazało się, że szło mi całkiem nieźle i do teraz śmieję się z moich idiotycznych obaw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znów ja mam tak, że biologię przeczytam raz i zrozumiem wszystko, a fizykę... no cóż, odwrotnie :) Ja się pytam jak? Chyba muszę do Ciebie na korki się zapisać, bo mimo iż moja fizyka nie jest rozszerzona to nauczyciel kosi bardziej niż biolożka... :'(

      Usuń
    2. Miałam po prostu dobrą nauczycielkę ;). A z czasem klasa zaczęła podkradać sprawdziany mat-fizom - mieliśmy takie same...

      Usuń
  5. Początki zawsze są trudne, ale sama zobaczysz jak to wszystko szybko zleci. Ja tak nie dawno zaczynałem a już trzeba kończyć :)
    Powodzenia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już prawie koniec października. Faktycznie ten czas szybko leci.
      Dziękuję! :*

      Usuń

Created by Agata for WioskaSzablonĂłw. Technologia blogger.