8. Jutro jest zawsze czyste, nieskalane żadnym błędem.

Korzystając z wolnego czasu w dniu jedenastym listopada pozwoliłam sobie napisać nowy post. Za oknem jest deszczowo, drzewa lekko kołyszą się pod wpływem wiatru. W domu pod lasem jestem ja – leżąca w łóżku ciemnowłosa dziewczyna z wymyślnym warkoczem, który próbowała zrobić jako wstępną fryzurę na piątkowy spektakl w teatrze. Tam gdzieś w środku, chyba w sercu straszliwie chce mi się żyć. 
W życiu bym nie pomyślała, że będę się jak głupia cieszyła z plus czwórki z fizyki. No, w gimnazjum zareagowałabym na to wzruszeniem ramionami. Jednak w liceum, jeszcze z takim nauczycielem jest to dla mnie szczyt marzeń. Kiedy szłam po kartkówkę modliłam się, żebym nie dostała z niej dwójki, bo profesor powiedział, że większość ocen właśnie taka była. Nie spojrzałam na kartkę dopóki nie usiadłam w ławce, ale za to spojrzałam na mojego fizyka, który grzecznie zapytał czy byłam pytana. Odpowiedziałam, że nie, a w głowie pojawiła mi się myśl "będziesz pytana na następnej lekcji". W sumie chciałabym mieć to za sobą i już dzisiaj zarzekam, że w niedzielę nie wstaję od książek (plany, planiki, tak tak). Chyba żaden nauczyciel nigdy wcześniej nie wzbudzał we mnie tyle strachu, naprawdę.
A poza fizyką to w szkole bez żadnych rewelacji. Uczę się czasami jak psychopatka i zalewam kawę energetykiem, uzyskując przy tym względne efekty (i wcale nie jestem niewyspana, wcale). Pomijając matematykę, bo wiem, że wyżej niż trzy z niej nie będę miała. Mój umysł jest teoretycznie ścisły, ale w praktyce wygląda to nieco inaczej. Chociaż ostatnio zrobiłam wszystkie zadania z chemii, nie czując przy ich rozwiązywaniu deficytu wiedzy, który często mi towarzyszył. 
W zeszłą sobotę wyszorowałam łazienkę tak, jak nigdy wcześniej. Nawet przed świętami tyle nie sprzątałam, a tu proszę jakieś mieszanki cytryny z sodą, octu z solą. Zestaw małego chemika jak nic. Sprawcą tych wszystkich zmian w moim życiu jest najcudowniejsza osoba, jaką dane mi było poznać. I nie mówię tu o profesorze od fizyki, o nie nie.
Jako, że jestem niesamowicie uczulona na alkohol to osoba, z którą miałabym się spotykać musiałaby wcale nie pić. Ani kieliszka. Nic. Do pewnego czasu wątpiłam, że płeć męska tak potrafi. No i utwierdzałam się w przekonaniu, że będę mieszkała z kotem do końca życia, haha. Cud wydarzył się po sprawdzianie z chemii, kiedy profesor wypuścił nas z sali. Później nie myślałam o niczym prócz tych delikatnych, nienachalnych dotyków, które powodowały u mnie dreszcze. Od tego czasu minęły zaledwie dwa tygodnie, a ja wciąż jestem nienasycona.
Cieszę się, że wyjechałam z mojej ''metropolii'', choć na początku było mi ciężko. Teraz, kiedy przyjeżdżam wszystko mnie irytuje, dlatego praktycznie nie wychodzę z domu i zatapiam się w książkach, na które nie mam czasu w ciągu zwykłego tygodnia. Czasem powątpiewam w ludzi, szczególnie takich, którzy muszą się odwrócić i popatrzeć kto z kim idzie lub kto z kim jedzie samochodem. A nie daj Boże jakby jakaś dziewczyna szła z chłopakiem! Kolejnego dnia wiedziałaby cała wieś. Nie, wiedziałaby ta wieś i trzy sąsiednie. 
Nie wiem kiedy upchnę w moim ''napiętym'' kalendarzu Wierną, Kosogłosa i Gwiezdne Wojny. Płakać mi się chce na samą myśl, że musiałabym oglądać to w internecie przy jakości -720HD. Nawet na seriale nie mam czasu, a co dopiero na kino. Trzymam się mocno jedynie Na dobre i na złe, bo przecież czasem można powzdychać do Radwana, ach. Co te wszystkie Krzysztofy takie przystojne to ja nie wiem (szczególnie ten z O mnie się nie martw, haha). 
Kiedy spadnie śnieg chciałabym znów przeczytać Anię z Zielonego Wzgórza. Dziwne, że książka może tak idealnie pasować do widoku za oknem. Takie szczegóły są ujmujące i mają w sobie coś magicznego. 
Bezustanne zmiany! Nie można nic na to poradzić. Trzeba pogodzić się z tym, że przeszłość odchodzi, przyjmować teraźniejszość, kochać ją i uświadamiać sobie, że i ona też musi przeminąć. Wiosna, nawet najpiękniejsza, ustępuje miejsca latu, a lato–jesieni.
– ANIA ZE ZŁOTEGO BRZEGU

5 komentarzy:

  1. Dziewczyno, więcej luzu, przecież na pewno nie jest aż tak źle! Niedawno usłyszałam dzień wcześniej, że kolejnego idę do kina - w środku tygodnia. Myślałam, że chyba koleżanka na głowę upadła, a jednak jak się okazało, nie dość, że miło spędziłam czas, to na następny dzień byłam ślicznie przygotowana bez siedzenia do późnej nocy. Jedyną przeszkodą, jaka Ci stanie na drodze do obejrzenia tych trzech filmów na wielkim ekranie będzie co najwyżej portfel. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstyd mi odpisywać prawie po dwóch miesiącach. Jakoś nie mogłam się za nic zabrać, ale w końcu nowy rok to może odświeżę zaległości :)
      Środek tygodnia to prawie jak mały dramat. Ja też w środku tygodnia poszłam na Kosogłosa z dziewczynami z pokoju i w sumie też się ze wszystkim wyrobiłam. To chyba tylko kwestia miliona obaw :D

      Usuń
  2. A ja mam dwóch kolegów - całkowitych abstynentów, na początku im nie dowierzałam, ale cóż no, jednak czasem można się miło zaskoczyć. Co prawda ja tam czasem tą lampkę wina czy piwo wypiję "dla towarzystwa", ale daleko mi do wczucia się w stereotypowe, studenckie melanże, na których wódka schodzi litrami.

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha, też ostatnio z seriali oglądam tylko "Na dobre i na złe". Za to ja chodzę cały czas do kina ostatnio - byłam na "Spectre" i "Kosogłosie", walczyłam ze sobą, żeby nie iść na "Star Wars" (bo taka jest prawda, że nie widziałam poprzednich części, w ogóle, i wolałabym je najpierw obejrzeć, ale tu jest ten sam problem co u Ciebie, że nie mam kompletnie czasu). Idę też na "Sherlocka", jeden jedyny seans odcinka specjalnego, który wychodzi 7 stycznia. Już nie mogę się doczekać! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, przybijam internetową piątkę :D Boże, na Sherlocka nie ma już u mnie biletów i rozpaczam strasznie, bo na komputerze tak beznadziejnie się ogląda.

      Usuń

Created by Agata for WioskaSzablonĂłw. Technologia blogger.