3. Precz z nieśmiałością; dziś czuję w sobie odwagę!

Siadam przed laptopem bez konkretnego celu. Sprawdzam pocztę, kilka stron, standardowo odkładam odpisywanie na wiadomości na kolejny dzień, choć wiem, że i tak jutro tego nie zrobię. Zaniedbuję wszystkie moje portale społecznościowe, bo kiedy widzę te kilkanaście nowych korespondencji to odechciewa mi się żyć. Ostatnio cała moja energia gdzieś się ulatnia, kiedy rozkładam się wygodnie w fotelu przed biurkiem. Ot tak, wyparowuje. O stokroć lepiej się czuję, wychodząc na świeże powietrze. Będąc z ludźmi jeszcze lepiej. Chociaż momentami mam pewien opór, wahanie.Nigdy tak nie mieliście? Ktoś do was dzwonił, a wy nieśmiało podnosiliście słuchawkę. Baliście się reakcji tej osoby, czy odbierze was dobrze, czy niekoniecznie. W takich momentach nawet ja, osoba, którą mają za śmiałą, chcę się wycofać w cień. Zapomniana, pokryta warstwą kurzu.
Ten tydzień wyjątkowo odcisnął piętno na moim zachowaniu. Na ciele także. Mam takie suche ręce! Wracając do tematu, ciągle zauważam u siebie coś nowego. Może wcześniej nie zwracałam na to uwagi, lecz teraz w oczy rzuca mi się wiele detali. Stres jest czymś, co nie istnieje u mnie od egzaminów gimnazjalnych. Dzięki Bogu, zniwelowałam to odczucie do maksymalnego minimum. Kolejną rzeczą jest właśnie tytułowa nieśmiałość i odwaga. Od zawsze miałam problem z poznawaniem nowych ludzi. Nie wiedziałam jak się zachować, zwracać vel Pan/Pani czy nie, błahe szczegóły, a jednak ważne. W każdym razie ciągle łamię bariery, kroczę do przodu z coraz wyżej uniesioną głową. Jestem dumna, że powoli pozbywam się rzeczy, które mnie ograniczają. Kiedy zadzwonił telefon, bez wstydu przeszłam na drugą stronę ulicy i mocno zapukałam w drzwi. Kilka godzin wcześniej siedziałam w garażu na stercie nieswoich książek. Gdzieś na wysypisku toreb leżały dwie repliki samolotów. W powietrzu nadal unosił się zapach preparatów czyszczących. Założyłam hardo nogę za nogę i zaczęłam przeglądać medyczne biblie. Jakoś tak... Chciało mi się płakać.
Może wydawać się, że od tak stanę się lekarzem. Tyle jeszcze przede mną. Wiele ksiąg zakreślonych żółtym markerem. Płakania po nocach, że nie dam rady. Momentu poddania się, by następnie wstać. Dążenia do celu. Mimo wszystko. Tu. Teraz. W tej chwili. Chcę tego do cholery! Chcę i koniec.
A tak odbiegając, znalazłam świetną piosenkę, która o dziwo pasuje do postu. Wklejam poniżej. Rozkoszujcie się, moi drodzy.


5 komentarzy:

  1. Z tą nieśmiałością mam podobnie, ale zwalczana, nawet da się okiełznać :)
    Och, skąd ja znam te przepłakane noce pełne zwątpienia w siebie - bo nie umiem, bo nie dam rady, bo inni są lepsi. To już przypadłość ambitnych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma co się martwić, jeśli czegoś pragniemy, spełnimy to, wystarczy tylko znaleźć motywację, której przecież Ci nie brakuje, i działać! Myślę, że wszelakie łzy są zbędne, w końcu nie sprawią, że poczujesz się lepiej. Spróbuj podnieść głowę i pomyśleć pozytywnie, że przecież dajesz z siebie wszystko - że szklanka jest do połowy pełna. Niepotrzebnie dodawać sobie zbędnego stresu już teraz, to niezdrowe. Wierz w siebie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzę, tfu!, bardzo wierzę. Mam nadzieję, że i Ty się nigdy nie poddasz. Osiągnijmy nasze cele mimo wszystko :)

      Usuń
  3. wiem,że skupiłaś się na rozwijaniu drugiego bloga,ale pamiętaj,że tu także masz stałych czytelników!:) więc czekam na kolejny wpis:)

    OdpowiedzUsuń

Created by Agata for WioskaSzablonĂłw. Technologia blogger.